Ćwiczył w
Sali treningowej. Nie miał już siły jednak dalej trenował. Musiał wzmocnić swoje ciało i to jak najszybciej, musiał uodpornić je na zmęczenie. Trenował, aż w pewnym momencie zrobiło mu się ciemno przed oczami i zemdlał.
Takiego
zastał go jego przyjaciel.
- I co ja z
Tobą mam? – zapytał podnosząc przyjaciela i zanosząc go do jego komnaty.
Gdy się
ocknął zobaczył uśmiechniętego swojego przyjaciela.
- Co się tak
szczerzysz? – zapytał widząc dziwne rozweselenie swojego przyjaciela.
- Idziemy na
slaaf Markt! – powiedział rozentuzjowany.
- Ja nigdzie
nie idę.
- No chodź…
następny będzie za pół roku – slaar markty były to zwykle targi niewolników, no
może nie takie zwykle, ponieważ można tam było znaleźć kotołaki, psołaki,
wilkołaki, elfy, demony- rożnego rodzaju stworzenia, i w przeciwieństwie do
zwykłych targów niewolników nie odbywały się codziennie tylko co pół roku. To
nie jest tak, jak wszystkim się wydaje, ze wszystkie te stworzenia po prostu są, najpierw trzeba je złapać , a później w miarę możliwości oswoić, co zabiera
nadzwyczaj dużo czasu i to pół roku często nie wystarcza, wiec trzyma je się
dłużej, bądź jeśli ktoś złapał mało stworzeń to wystawia takie, żeby nie być
stratnym, jednak takie rzadko się sprzedają.
- daj spokój,
nie mam siły, poza tym muszę iść nie długo trenować.
- przecież dopiero co zemdlałeś z przetrenowania! Jesteś niepoważny, a to, że ty nie
chcesz niewolnika nie znaczy, ze nie możesz iść ze mną i pomoc mi wybrać. –
powiedział nieco zły na przyjaciela, wiedział już od dawna jak bardzo mu zależy
na pójściu na slaaf Markt.
- nie
powiedziałem, ze nie chce niewolnika, tylko ze nie mam czasu iść, bo muszę trenować- powiedział ignorując zupełnie dalsza część wypowiedzi.
- dziękuję Ci
naprawdę ci dziękuję Veren za bycie takim dobrym, pomocnym i troszczącym się
przyjacielem – zironizował obrażając się na przyjaciela. Odwrócił się i zaczął iść w stronę drzwi, gdy poczuł rękę na swoim ramieniu.
- Dobrze
Flav pójdę z Tobą- widząc zadowolona minę przyjaciela dodał – znaj ma litość-
po czym udał się do łazienki, zamykając ja na zamek.
- pff-
prychnął na przyjaciela- tylko się pospiesz!- krzyknął w przestrzeń.
Szli alejka
rozglądając się dookoła. Było duszno, w powietrzu unosił się nie przyjemny
zapach, a do tego był wielki tłok. Nie lubił takich miejsc, zdecydowanie.
Wszędzie tylko brud, smród i klatki- super… nie ma to jak spędzić sobotni
wieczór w takim miejscu- pomyślał krzywiąc się – gdy dostrzegł, że w jednej
alejce nie ma prawie w ogóle ludzi zaczął kierować się w tamta stronę.
- Gdzie
idziesz? – zapytał go Flavian – chyba nie na te dzikie stworzenia?
- Tak. Tam
idę, nie pasuje coś?
- Ja tam nie
mam zamiaru iść, a teraz chce iść do alejki z demonkami – mówiąc co uśmiechnął
się łobuzersko.
- To idź,
spotkamy się za pół godziny przed targiem ok? – nie czekając na odpowiedź, zaczął przedzierać się przez tłum, chciał jak najszybciej z niego wyjść, te wszystkie brudne ciała
ocierające się o niego przy każdym kroku, obrzydliwe. Po powrocie do domu będzie musiał się dokładnie umyć. Wreszcie przedarł się do alejki z nieoswojonymi
stworzeniami, w sumie nie wiedział po co ma tam wchodzić, chciał po prostu
wydostać się z tłumu, równie dobrze mógł teraz wyjść i poczekać to pół godziny
przed targiem.
W końcu
wszedł do środka, i zaczął się rozglądać, pierwsze co rzucało się w oczy, to to
ze stworzenia nie spuszczały potulnie wzroku jak ich oswojeni towarzysze,lecz miały harde spojrzenie i patrzyły na niego z wrogością w oczach, oraz miały
dużo ran na ciele, niektóre były wręcz skatowane. Zauważył, ze nie było tu jakiejś dużej
różnorodności gatunków jak się spodziewał, ale dominowały demony, oczywiście
były tez inne okazy, a jego uwagę przykul jeden konkretny. W przeciwieństwie do
innych stworzeń jego wzrok, nie był przepełniony gniewem, a zdezorientowany. Podszedł
do jego klatki i zaczął mu się przyglądać. Był kotołakiem, miał jasne brązowe
włosy i niebieskie oczy . Był cały brudny, lecz i tak na pierwszy rzut oka było
widać, ze nie był brzydki, nie miał jakoś wielu ran, co go trochę zdziwiło.
Jego uszka drgały nerwowo, a ich właściciel patrzył przestraszony na niego.
- Handlarz!-
zawołał, i po chwili stal obok niego gruby obleśny mężczyzna po 50- tce. – Ile
go masz?
- Zaledwie
dwa dni temu go złapałem, jednakże…
- Nie
tknięty?- przerwał mężczyźnie, którego głos
był nieprzyjemny dla ucha.
-Oczywiście,
ze nie, a do tego w bardzo dobrym stanie, nie ma wielu…
-Ile za
niego?- znów przerwał handlarzowi.
-6000 jenów.
-tani,
dlaczego?
-jak mówiłem
mamy go dopiero dwa dni, a ludzie nie lubią kupować nieoswojonych stworzeń. –
pod czujnym wzrokiem dodał – i wbrew pozorom jest naprawdę agresywny, drapał każdego kto się chociaż zbliżył do niego.- Veren spojrzał na tego kotka,
wyglądał na bezbronnego, lecz teraz jego wzrok się zmienił, strach zastąpił
gniew, co jawnie pokazywał patrząc mu w oczy.
-kupuje go-
powiedział, a nieco zdziwiony handlarz oddalił się do stolika i spod niego
wyciągnął smycz, podszedł do klatki i wsadził swoją rękę miedzy kraty próbując
złapać stworzenie, gdy kotołak zaatakował, mężczyzna zabrał szybko swoja rękę,
robił tak kilka razy zanim złapał go za obroże. Szybko przyczepił smycz i
otworzył klatkę, stworzenie od razu wyskoczyło i zaczęło drapać handlarza.
- Przestać –
lodowaty głos nowego właściciela przeraził kotołaka, który nie bardzo wiedząc co
robić, wykonał polecenie. Veren szybko zabrał smycz z rąk tego obleśnego
faceta.
- Jesteś żałosny, nie umiesz trzymać na smyczy jakiegoś zwierzaka? Co z ciebie za handlarz, bo ja na razie widzę tylko zakrwawioną kupę mięsa. – powiedział szorstko i odwrócił się na pięcie
ciągnąc kotołaka, który grzecznie szedł za swoim panem.
zapowiada sie bardzo ciekawie^^ juz nie moge doczekac sie kolejnego rozdziału:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam z niecierpliwoscia